in der deutschen Sprache in english
aktualności
rekrutacja
matura
e-dziennik
kontakt

  aktualności
  zastępstwa [0]
  artykuły
  galeria zdjęć
  rekrutacja
  dokumenty
  patron
  historia szkoły
  sukcesy
  matura
  stowarzyszenie
  dyrekcja
  grono pedagogiczne
  baza nauczycieli
  klasy
  plan lekcji
  samorząd szkolny
  nasza twórczość
  absolwenci
  rekolekcje
  zjazdy
  PTSM
  PTTK
  LOP
  PCK
  polski
  matematyka
  fizyka
  szachy
  klub sportowy
  polsko-angielska
  polsko-niemiecka
  filmy
  konkursy
 humor
 kontakt
 redakcja

do następnych wakacji jeszcze sporo :/


Jestes 473 osoba na tej stronie









...:: 24.10.2007 - 14:38 | autor: xavier
 
XI Wojewódzki Rajd Szkół Ponadgimnazjalnych
Kochany Pamiętniczku!
Dzisiaj jest 30 września 2007. Bolą mnie nogi, piecze mnie skóra na twarzy, lekko powłóczę lewą nogą, chcę mi się spać (ledwie żyję), a wszystkiemu winien jest XI WOJEWÓDZKI RAJD SZKÓŁ PONADGIMNAZJALNYCH ORGANIZOWANY PRZEZ SZKOLNE KOŁA POLSKIEGO TOWARZYSTWA SCHRONISK MŁODZIEŻOWYCH PRZY ZESPOLE SZKÓŁ BUDOWLANYCH I ZESPOLE SZKÓŁ EKONOMICZNYCH W BRZOZOWIE, na którym było…… po prostu…WSPANIALE! Ale zacznę od początku……
Któregoś pięknego dnia profesorka Dorota B. (nasza niestrudzona opiekunka SK PTSM „POŁONINY”) rzuciła hasło: „Słuchajcie dzieci. Jest rajd. Można by na niego pojechać.”. Nieświadomi swojego powołania licealiści na wezwanie profesorki początkowo odpowiedzieli dość niemrawo, by następnie tuż przed wyjazdem „szturmować listę”. Profesorka zareagowała stosownie do swojej funkcji. Poprosiła o posiłki opiekuńczo-wychowawcze. Tychże udzieliła jej profesorka Ewa W. Lista, dzięki energicznym zabiegom obu profesorek, została zamknięta dnia 27 września. A już nazajutrz rano wszyscy szczęśliwcy, którzy nie odpadli z listy, w liczbie 18 (16+2), pomknęli z prędkością 50 km/h w terenie zabudowanym oraz 65 w niezabudowanym, w kierunku znanym tylko profesorkom oraz niektórym weteranom WRSPOPSK-PTSM przy ZSB i ZSE w Brzozowie (w tym Kubie Czawie). Około dziesiątego km trasy naszego rajdu dołączyła do wesołej, aczkolwiek nieco ospałej ferajny, wirtuoz gitary akustycznej, koleżanka M.W., czyli ja. Trzeba przyznać, że nie spotkało się to z pełnym zrozumieniem grupy, gdyż: a) należało zrobić miejsce instrumentowi szarpanemu, który jednak należało traktować z należytym szacunkiem, albowiem mieścił się w dobrze znanym i charakterystycznym pokrowcu dobrze znanej i charyzmatycznej profesorki Kasi W.; b) plecakowi w energetycznym kolorze; oraz c) jeszcze powszechnie nieznanej ARTYSTCE, chociaż już właściwie docenionej przez prof.D.B. Pogoda współgrała z nastrojami uczestników jeszcze oficjalnie nie rozpoczętego XI WRSPO (…) w Brzozowie – było mgliście i chłodno. Jadąc w nieznane każdy w ciszy kontemplował marzenia o wielkiej przygodzie. Po nieco ciągnącej się podróży, dotarliśmy na miejsce. Czas na klimatyzację nie był zbyt długi, ponieważ zaraz po wyjściu z busa kazano nam rzucić bagaże na korytarz do Szkolnego Schroniska Młodzieżowego, przepakować się i po chwili, znowu usadowieni w mini autobusie, podążaliśmy w kierunku Kalnicy. Tam znajdowała się już część uczestników XI WRSPO (…) w Brzozowie, a pozostała część była jeszcze w drodze. Wobec tego musieliśmy chwilę postać na kalnickim rozdrożu, a w tym czasie profesorka Dorota umiejętnie pozbyła się swojego dużego plecaka wręczając go Bogu ducha winnemu Boczkowi. Boczek nie oponował. Kiedy już profesorka poczuła się uwolniona od ciążącego na jej plecach bagażu i gdy została zapewniona, że jedna z naszych dziewczyn, Anna W. posiada apteczkę lekarską, w spokoju mogła iść dyskutować o dalszych planach uczestników XI WRSPO (…) w Brzozowie. Po krótkiej chwili udaliśmy się na Jaworzec, gdzie pośród rozkosznych widoków połonin upojeni świeżym powietrzem, czekaliśmy…
czekaliśmy…
…i czekaliśmy na ostatnią grupę.
Wbrew pozorom nie bezowocnie.
Wszyscy doskonale wykorzystali ten moment na uwiecznienie owej niepowtarzalnej chwili, pstrykając szereg pamiątkowych zdjęć (grupowych). Zadania, z właściwym sobie profesjonalizmem, podjęła się prof. Białogłowicz. W trakcie padła propozycja, aby profesorka zabrała wszystkie aparaty, które wisiały na jej przedramieniu i wystawiła na allegro. Dobry pomysł, ale nie został wdrożony – jak dotąd – w życie. W końcu dotarła ostatnia grupa i rozpoczęło się oficjalne powitanie uczestników XI WRSPO (…) w Brzozowie przez jednego z głównych organizatorów pana Mariana Soczka. Zajęło to chwilę, ale co to jest w stosunku do wieczności… Kiedy wszystko było jasne i każdy wiedział, w którą stronę mamy iść, powoli zaczęliśmy się piąć w górę. Pierwszy cel uczestników, wiadomo już czego, była Krysowa, której wysokość to 840 m.n.p.m, następnie Przełęcz Orłowicza (1094) i wreszcie Smerek (1222). Początkowo przeprawialiśmy się przez tereny trawiaste, przemierzaliśmy wzdłuż i wszerz lasy. Tam też był pierwszy odpoczynek, podczas którego nasz niewątpliwie atrakcyjny pan przewodnik został skrupulatnie przepytany ze szczegółów swojego życiorysu. Kanapki zostały zjedzone, czekoladki, wafelki i reszta niezdrowej żywności pochłonięta, więc grupa ruszyła dalej. Czekała nas 2,5 godzinna wspinaczka na Przełęcz. Wyszliśmy z lasu i kroczyliśmy wąską ścieżką podziwiając tym samym cudowną, jesienną florę – prawdziwa uczta dla fotomaniaków. Ale na zdjęciach pojawiała się nie tylko piękna, polska jesień, bowiem tworzono również zdjęcia artystyczne, np. glan z profilu, glan en face czy – to już wyższa szkoła jazdy – para glanów z lotu ptaka. W końcu stało się i dotarliśmy na skrzyżowanie szlaków, nazywane też Przełęczą Orłowicza. Tam, wszyscy mogli się wygodnie rozłożyć na trawie, czy pozajmować okazałe kamienie i gromadzić siły na kolejną dawkę marszu. Po około półgodzinnej przerwie mogliśmy zaatakować najwyższy punkt naszej dzisiejszej wędrówki – wypoczęci skierowaliśmy nasze kroki ku Smerekowi. Na szczycie było cudownie! Natura cały czas z nami współpracowała, co można było zauważyć na każdym kroku. Choćby promienie słoneczne, które świecąc zza chmur padały tylko na sąsiadujące ze sobą miejscowości i wyglądały przy tym jak groźne pazury nieokiełznanego zwierzęcia. Aparaty znowu poszły w ruch dając swoim właścicielom prawdziwą szansę na udowodnienie ich talentu. Zejście w stronę szkoły na początku strome, potem się trochę zrównoważyło i mimo, że paluszki u nóg bolały (tych, co nie zawiązali porządnie butów), daliśmy radę. Na dole, przekonani, że nikt nas nie wpuści do ośrodka, bo było jeszcze za wcześnie, spędziliśmy CHWILĘ nic nie robiąc na równinnym terenie nieopodal szkoły. Jednak okazało się, że inna część grupy już dotarła na miejsce i ku zaskoczeniu wszystkich została wpuszczona. Więc, z trochę niezadowolonymi minami, udaliśmy się do schroniska. Tak czy inaczej szybko daliśmy się ułaskawić, kiedy dostaliśmy własny kąt i, co najważniejsze, materace do spania. Naszą salą było przedszkole pięknie ozdobione wycinanymi jeżykami, grzybkami oraz ręcznie malowanymi obrazkami o tematyce społeczno-obyczajowej na papierze. Gdy się już zadomowiliśmy i wróciliśmy ze sklepu oczywiście oraz zaznaczyliśmy na tablicy, że przybyło LO, przystąpiliśmy do bojowego zadania, czyli opracowania repertuaru ( jak się na drugi dzień okazało dwóch utworów, co nam nieco skomplikowało sprawę) na konkurs piosenki turystycznej. Największą popularność zyskały „Hiszpańskie dziewczyny”, więc jednogłośnie zadecydowaliśmy, że tę piosenkę zaśpiewamy. Nasza niepowtarzalna aranżacja przewidywała solo Kuby J. W tym samym czasie Sylwia i Agata pracowicie zdobywały punkty w konkursach wiedzy o PTSM oraz wiedzy ekologicznej, a na korytarzu trwała dyskoteka z muzyką a la podstawówka, na dworze szalała burza z piorunami, lecz my najlepiej bawiliśmy się w naszym przedszkolu. W szczególności zaś chłopcy, których nieograniczone pole wyobraźni może wzbudzić u niektórych zazdrość. Najpierw bili się karimatami, grali na wszelakich instrumentach tubylczych, udawali, że nie mają rąk, ale i tak największym przebojem okazało się kręcenie w kółko, w której to konkurencji udział brały również dziewczyny. Mistrzem w tej dziedzinie okazał się Bartosz Kula, który w kulki sobie nie leciał i pobił wszystkich na głowę osiągając wynik ……62 OKRĄŻEŃ Z USTANIEM!!! Na drugim miejscu uplasował się Jakub Januszczak z wynikiem ok. 50 okrążeń, a reszta wyników niech pozostanie tajemnicą, oczywiście nie wszyscy brali udział w tej specyficznej dyscyplinie. Około godziny 23 rozpoczął się seans…Młodzież zasiadła pod szafkami i z masą uczuć nie do opisania, śledziła poczynania artysty, czyli jedynego w swoim rodzaju Jakuba Czawy! Miś, główny bohater, to prawdziwy poszukiwacz przygód z niezwykłą krzepą. Przeżył bowiem on stryczek, odgryzienie części głowy przez niezidentyfikowane stworzenie latające, denaturat, ostrzelanie bronią lotną, „wpisanie w koło” (tylko dla wtajemniczonych), kolczaste przedziurawienie, wbicie na pal (x2), masakrę piłą oraz ataki przyjaznego wszystkim króliczka, w tym: atak kolczastą maczugą, rozmiażdżenie głowy, podpalenie na stosie. Koło godziny 1, część grupy LO już zasnęła, (czyli niezniszczalna Ania W., której nie zbudziły nawet konwulsyjne wybuchy śmiechu). Niestety spore problemy z zaśnięciem miała inna dziewczyna, przez co Kula miał …powiedzmy, że nieciekawą sytuację życiową. A reszta, czyli Robert, Bartek, Ania B., Martyna – ja, Martyna Sz., Agata, Radek, Kuba J., Kuba Cz., Paweł, Dawid, Konrad i Daniel nie miała już co robić, więc przystąpiła do gry w karty. Graliśmy w ku-ku. Było ciekawie… i wesoło. To tyle szczegółów. Aha, na bardzo późne „dobranoc” – pokaz teatru cieni.
Następnego dnia wstaliśmy około 6.30. W związku z wczorajszą niepogodą, trasa została zmieniona i mieliśmy przejść przez całą Połoninę Wetlińską. No więc po śniadaniu we własnym zakresie, itd., ruszyliśmy busem w pożądane miejsce. Po drodze czas umilali nam chłopcy śpiewając przeróżne szlagiery. Kiedy już dotarliśmy, tradycyjnie czekaliśmy na pozostałe grupy i tradycyjnie wykonaliśmy pamiątkowe zdjęcia. Po …chwili, wszyscy mogliśmy już przejść przez bramę Harasymowicza, żeby znowu udać się na podbój połonin. Rozdano nam worki. Rozpoczął się konkurs międzyszkolny na największą ilość uzbieranych śmieci. Po drodze na najwyżej położone schronisko ( słynną „Chatkę Puchatka”), mieliśmy okazję zobaczyć jednego z największych zakapiorów bieszczadzkich, który beztrosko śmignął samochodem po kamienistym trakcie. Przy Chatce Puchatka dostaliśmy godzinę czasu wolnego. Każdy wcześniej, czy później wspiął się na najwyższy punkt Połoniny i oddał się siłom natury, w związku z czym Kuba J. o mały włos nie przeminął z wiatrem. Bartek zaś w bardzo łatwy sposób zmierzył i zdobył Połoninę Caryńską, Kuba Cz. stał się nierozpoznawalny, a Michałowi było zimno. Niewiadomo kiedy godzina minęła, więc przystąpiliśmy do marszu przez Połoninę W. Co tu dużo mówić, pogoda była wspaniała i mimo że porządnie wiało, można było dostrzec kolejne cuda natury wokół nas. A konkurs trwał…W końcu dobrnęliśmy do znajomej Przełęczy, po kilku kilometrach wędrówki i niestety zaczęło kropić. Całe szczęście w ulewę zamieniło się to dopiero kilkanaście metrów przed schroniskiem. Ale wcześniej musiał się odbyć finał konkursu na największą ilość uzbieranych śmieci. Cóż, mimo że mieliśmy okazały wór, nie zajęliśmy pierwszego miejsca, tylko drugie, co nie do końca zadowalało Kubę, który przez cały czas szalał z workiem po połoninie. Organizatorzy nakazali wziąć po patyku na ognisko i znów ruszyliśmy. Niestety z ogniska były nici z powodów niezależnych od nas, a nawet od organizatorów. Wcześniej zarezerwowano nam ciepły posiłek w pobliskiej restauracji. Zupka pomidorowa i odgrzewane pierogi trochę nas wzmocniły. Niestety musieliśmy pożegnać koleżankę Małgosię, która musiała nas opuścić z bliżej nieokreślonych powodów osobistych. Podczas gdy chłopcy zajadali pierogi, niektóre dziewczyny wróciły już do przedszkola i miały szansę trochę ogarnąć naszą salę. Później wynikły przez to lekkie nieporozumienia, bo część ubrań była w nie tych tobołkach, co powinna, ale i tak wszyscy byli zadowoleni, że wystrój uległ zmianie. Czas płynie, koledzy zdążyli już umyć podłogę w specyficznym przebraniu, a tu się okazuje, że na konkurs trzeba mieć przygotowane dwie piosenki. Postanowiono, że drugą będzie „My Cyganie”. Niestety próba przećwiczenia obu utworów okazała się średnio możliwa, gdyż gitara została rozstrojona – dwa razy, chęć do śpiewania zanikła, a solistę złapał poważny kaszel. Więc poszliśmy na tzw. żywioł. Improwizacja pierwszego wykonania powiodła się, ale „Dziewczyny”, DZIĘKI Radkowi i Martynie – mniejsza z tym której…, zostały odrobinę „przetworzone”… Na szczęście dostaliśmy szansę zaśpiewać ten utwór ponownie! Inne szkoły tez miały bardzo ciekawe repertuary i w rezultacie tylko jedna szkoła zaśpiewała typowo.
Skoro była to ostatnia noc, zgodnie z odwieczną tradycją, nie można było pójść od razu spać. Chwilę po ciszy nocnej (kiedy skończyła się dyskoteka) wyruszyła delegacja z pastami. Mózgiem, jak sam się nazywa, był Radek R. Pozostali winni to Kuba Cz. i Bartek K. I wszystko było dobrze do momentu, kiedy chłopcy przesadzili i posmarowali pastą Pawła! Chłopak się bardzo obruszył i kiedy wpadł do naszego pokoju (część grupy spała na korytarzu), wziął do ręki pierwszą lepszą pastę i na oślep zaczął ją wypróżniać. Po zaświeceniu światła okazało się, że w paście był prawie każdy śpiwór, szafki, włosy Bartka, twarz Radka i podłoga oraz kilka plecaków. Tak czy inaczej „Zemsta Boczka” dopełniła się, więc Paweł poszedł dalej spokojnie spać. Ale nie przedszkole. Dołączyli bowiem do nas inni uczestnicy XI WRSPO (…) w Brzozowie razem z czarną farbą i …się działo. W pokoju obok nawet stanął strażnik. Brrr… Kiedy akcja owa się skończyła, zaczęła się nowa – markerowa. Mimo że Bartek ufał Radkowi, ten domalował śpiącemu trzecie oko, rogi, pieprza, itd. Ani W. wyrosły wąsy, ale do rana wsiąknęły z kremem. Nie udało się „upiększyć” Kuby Cz., który, wbrew pozorom, nie spał, wtedy, kiedy wszyscy myśleli, że śpi. Potem odbyła się powtórka z rozrywki – teatrzyk cieni do potęgi. A następnie zaczęto napastować biednego, chorego Kubę J., który, jak sam mawiał, mówi przez sen. Dzięki temu dowiedzieliśmy się, że klucze od czołgu leżały w lodówce, że ma ku-ku, tylko potrzebował wina od Roberta (w kartach), że 500 razy 500 to 250 milionów. W końcu koledzy dali mu spokój, bo był chory i…myśleli, że już nie śpi, ale następnego dnia zupełnie nic nie pamiętał.
I tak nadszedł 29 września, sobota, czyli ostatni dzień rajdu. Kiedy wszyscy spakowaliśmy się i posprzątaliśmy, gdyby nie pewien „patriota” z innej szkoły nie musielibyśmy tego robić, poszliśmy na dwór, gdzie odbyło się wręczanie nagród. Tego wzniosłego momentu nie mógł się doczekać Kuba CZ., który po dokonaniu wstępnych oględzin, stwierdził, że jemu nagroda należy się w tej chwili, więc sam się obsłużył. Niestety, ku powszechnemu zdziwieniu, zauważyła go owa nierozpoznawalna profesorka i zostaliśmy publicznie upokorzeni! Ale było śmiesznie, wiec wszyscy byli dalej zadowoleni, tym bardziej, że już otwarte przez naszego kolegę ciasteczka zostały wręczone Lesku! Tak, zajęliśmy drugie miejsce w konkursie piosenki turystycznej i, jak już wcześniej wspomniałam, w konkursie zbierania śmieci. Wszystko się dobrze skończyło, nie trzeba było interweniować, więc uczestnicy XI WRSPO (…) w Brzozowie się porozjeżdżali, tylko LO z Leska, tradycyjnie czekało – i tradycyjnie wykonało pamiątkowe i artystyczne zdjęcia, z ciasteczkami, na huśtawce czy w spinaczach. Podziwialiśmy żółte liście na tle błękitnego nieba w Wetlinie, wymieniliśmy się ciekawymi spostrzeżeniami i uwagami na przeróżne tematy, wypytaliśmy siebie nawzajem o dane astrologiczne. Ale ten upojny czas przerwał przyjeżdżający bus, który nas musiał zabrać do domu. Ze łzami w oczach pożegnaliśmy Wetlinę! W busie pośpiewaliśmy sobie pioseneczki na pewno nie rajdowe, ale na deser zaserwowaliśmy mistrzowskie wykonanie największego hitu tego rajdu, czyli Hiszpańskie dziewczyny!
Kochany Pamiętniczku, niedługo kolejny rajd.
Na pewno na niego pojadę! To pa, do jutra
Martyna Wasylewicz

Zdjęcia: 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6
do dołu ::...

...:: uwaga o komentarzach:
 

Do czasu stworzenia zabezpieczenia przed botami, które spamuja tresc komentarzy, dodawanie nowych komentarzy będzie niemożliwe.

Zawiedzionych przepraszamy :).



 
Copyright © 2002-2009 [LO]Lesko