|
|
|
| |
| |
| |
| |
| |
| |
| |
| |
| |
| |
| |
|
|
|
| |
| |
| |
|
|
|
| |
| |
| |
| |
| |
| |
| |
|
|
|
| |
| |
| |
| |
| |
| |
| |
| |
| |
|
|
|
| |
| |
|
|
|
| |
| |
| |
| |
| |
|
|
|
do następnych wakacji jeszcze sporo :/
Jestes 530 osoba na tej stronie
|
|
|
| |
|
|
|
...:: 02.12.2003 - 14:38 | autor: emilka
| | |
PÓŁMETEK 2003
|
Większą część naszego dotychczasowego życia spędziliśmy w szkole. Była ona pierwszym miejscem, w którym wkraczaliśmy samodzielne w życie, naszym drugim domem, w którym pierwszą lokatę zajmuje zdobywanie wiedzy. Lecz czym byłoby to nasze szkolne życie, gdyby nie chwilowa ucieczka od obowiązków dnia codziennego i zapomnienie o nich? Zapewne stałoby się nudne i po pewnym czasie pozbawione „sensu”. Takim właśnie odprężeniem są dyskoteki lub „zabawy większego formatu”.
Nauka klas II w nowym, zreformowanym liceum, trwa przez trzy lata. Spędziliśmy już w niej ponad rok i chcieliśmy podkreślić i podsumować ten czas oraz wyciągnąć z tego faktu pewne wnioski. Podjęliśmy starania o zorganizowanie tzw. półmetka. Powinien on odbyć się w styczniu, w połowie naszej nauki, ale wiele czynników wpłynęło na ustalenie terminu wcześniejszego, a mianowicie 15 listopada. Wspólne przygotowania poprzedzające tę imprezę rozpoczęły się już w połowie września, a jak się potem okazało wszystkie najważniejsze plany realizowane były dwa tygodnie przed półmetkiem. Po długich negocjacjach i licznych debatach nasza pierwsza zabawa tego formatu miała odbyć się
w szkole. Każda klasa miała we własnym zakresie przygotować sobie salę, zająć się strawą oraz innymi organizacyjnymi problemami. Natomiast sala gimnastyczna miała tego wieczoru służyć za miejsce do tańczenia. W każdej klasie starano się, aby wszystko dopięte było na ostatni guzik. Główne przygotowania zaczęły się jednak siedem dni przed półmetkiem, a właściwie tego samego dnia. Pech jednak chciał, że tego dnia musieliśmy odrabiać lekcje z 2 stycznia. Dlatego też frekwencja w tym dniu nie była zbyt zadawalająca. Niektórzy już od rana czynili „osobiste” przygotowania w domu, niektórzy jednak musieli przyjść do szkoły, aby wszystkiego dopilnować a dopiero potem zająć się sobą. Znalazły się jednak osoby, które potrafiły połączyć ze sobą te dwie rzeczy zwalniając się po paru lekcjach, bądź przyjść do szkoły w papilotach na głowie...
Nieco utrudnione przygotowania zaczęły się w sobotę punktualnie o 8.00. Wszyscy w swoich salach zajmowali się początkowo przygotowaniem sałatek czy robieniem zakupów, których potrzeba wyniknęła w ostatniej chwili. Następnie pozostało już tylko udekorować salę, rozłożyć wszystko na stoły i przyjść na półmetek... teraz dopiero czekała nas największa praca, która na początku wydawała się „szybka”. Nadmuchanie balonów, wieszanie serpentyn nie okazało się jednak błahostką, gdy potrzebne były dobre decyzje w ich rozmieszczeniu oraz liczne próby w zawieszaniu ich, gdyż takie czy inne rozwiązania nie zawsze trafiały w gusta obecnych. Następnym problemem było ustawienie stołów tak, aby choć część była zadowolona. Po rozważeniu kilku rozwiązań wybierano jedno, zdaniem obecnych najlepsze. Po nakryciu stołów obrusami zaczęto rozkładanie sztućców, kubków, napoi i tego wszystkiego co dana klasa posiadała w swym asortymencie. Pomoc ze strony kolegów z klas IV okazała się nieoceniona, gdyż dzieląc się z nami swoim ubiegłorocznym doświadczeniem delikatnie podsuwali nam sprawdzone rozwiązania.
Podczas, gdy w klasach trwały gorączkowe przygotowania wywiązał się problem
z rozłożeniem i sklejeniem (bo jej stan pozostawia wiele do życzenia) wykładziny na sali gimnastycznej. Kilkunastominutowe negocjacje doprowadziły udzielenia pomocy w rozłożeniu wykładziny przez nauczycieli wychowania fizycznego. Należało teraz tylko skleić dziury i rozprostować ją nieco, aby nie stanowiła zagrożenia dla dziewczyn tańczących w wysokich obcasach. Po wykonaniu tego dość trudnego zadania (ukłon w stronę dziewczyn z klasy I „a”, które bezinteresownie pomogły nam uporać się z tym problemem) powierzchnia została zmyta, a sala udekorowana balonami. Powoli przygotowania dobierały końca, a osoby z każdej klasy trzymające pieczę nad wszystkim udały się do domów około godz. 13.00.
Półmetek miał zacząć się o 19.00, ale zanim wszyscy stawili się upłynęło kilkadziesiąt minut. W tym czasie niektórzy pomagający nam rodzice zaczęli wychodzić. Przy suto zastawionych stołach, w blasku świec zaczęliśmy świętować. Jednak prawdziwa zabawa zaczęła się na sali, gdzie tańczyliśmy przy naprawdę dobrej muzyce. Niektórzy królowali na parkiecie przez cała noc, inni z kolei oddawali się długim rozmowom w swoim towarzystwie. Każdy „znalazł” coś dla siebie, coś co spowodowało że przez ten czas nie musiał myśleć o szkole, nauce oraz o „zbliżającej się dużymi krokami” maturze, o której przypomina się nam na każdym kroku. Jeśli chodzi o muzykę to chyba większość była zadowolona. Mogliśmy usłyszeć różne kawałki, te bardziej na czasie jak i te „archaiczne”, które przeważały szczególnie w końcowej części imprezy. Grono pedagogiczne (prof. Józefa Basak, prof. Dorota Białogłowicz, prof. Ewa Dziedzicka, prof. Małgorzata Pelc, prof. Bernard Baran, prof. Henryk Wyszatycki) niezbyt aktywne w początkach zabawy, zaszczyciło nas swą obecnością na „parkiecie” pod koniec półmetka. Szampańska zabawa, ku naszemu niezadowoleniu, trwała tylko do północy.
Następnie czekało nas długie sprzątanie. Normalną rzeczą było to, że niektórzy ulotnili się tak szybko jak przyszli, oraz to, że niektórzy zostali do końca sprzątania. Jedzenia zostało tyle, że można by było nakarmić nim połowę armii kozackiej. Nie to jednak było najgorsze. Straszniejszy wydawał się fakt bezradności w rozdzieleniu prawie nietkniętego jedzenia pomiędzy imprezowiczów. Problem częściowo został zażegnany tej nocy, a właściwie ranka dnia następnego, a reszta jedzenia została przedzielona poszczególnym osobom w poniedziałek.
Takie spotkanie okazało się potrzebne nie tylko ze względów rozrywkowych, ale również integracyjnych. Wiadome jest teraz kto nie zawodzi w kryzysowych sytuacjach i potrafi „odwalić czarną robotę”. Ktoś mógłby powiedzieć: „wiele zachodu o nic”, ale to nieprawda (jeden profesor stwierdził nawet, że jeszcze nigdy nie słyszał tyle o żadnej studniówce co o naszym półmetku). Przez te mozolne, długie, a w niektórych momentach trudne, przygotowania uczyliśmy się samodzielności, szanowania czyjejś pracy oraz współpracy w grupie. Dla tych paru godzin zabawy warto było poświęcić nerwy i czas, aby wszyscy mogli się bawić, bo niewiele mamy takich chwil w naszym uczniowskim życiu. Nic nie trwa wiecznie i musimy zejść już z obłoków i powrócić do szarej rzeczywistości. Następnym „podobnym” wydarzeniem będzie studniówka, ale do tej niezbyt nam spieszno, no chyba, że jest to studniówka naszego starszego partnera bądź partnerki...
Zdjęcia: 1 | 2 | 3
|
| | | ::... | |
|
...:: uwaga o komentarzach:
| | |
Do czasu stworzenia zabezpieczenia przed botami, które spamuja tresc komentarzy, dodawanie nowych komentarzy będzie niemożliwe.
Zawiedzionych przepraszamy :).
| | | | |
| | |
|