23 października wyjechaliśmy na tak długo oczekiwaną wymianę do Anglii. Podróż, nieco długą i męczącą, zrekompensował nam pobyt, podczas którego działo się tyle rzeczy, że nie sposób tego opisać w jednym artykule.
Po przybyciu do Seaford część z nas została przydzielona do rodzin, pozostali otrzymali lokum w schronisku, a w połowie pobytu „wymieniliśmy się” naszymi miejscami zamieszkania. Cóż napisać o tych pierwszych godzinach kontaktu z językiem angielskim, w innym kraju, pośród obcych ludzi?... Nowa sytuacja wymagała od nas szybkiego przestawienia się na inny tok myślenia i mówienia. Zaraz jednak po przybyciu do domów rodzin, które nas przyjęły, okazało się, że strach ma wielkie oczy. Ludzie ci bowiem byli niezwykle gościnni, żywo interesowali się nami i zawsze z uśmiechem „od ucha do ucha” gotowi byli pomóc w każdych trudnościach. Byliśmy niezwykle zaskoczeni ich otwartością, optymizmem i poczuciem humoru, gdyż cechy te tak bardzo odbiegały od zakorzenionej w naszych umysłach wizji typowych Anglików. Szybko nawiązaliśmy nowe znajomości i nigdzie nie ruszaliśmy się bez „naszych Anglików”. Nasi rówieśnicy, którzy czasami nawet organizowali nam wolny czas, czyli Sarah, Matt, Katy, Carla i Pipa, to naprawdę niesamowici ludzie. Zawsze byli chętni do pomocy, można też z nimi było rozmawiać właściwie na każdy temat.
w drodze do Angli
Dwa razy podczas całego pobytu byliśmy w szkole i uczestniczyliśmy w lekcjach. Najmilsze wspomnienia mamy z zajęć z chemii, angielskiego, sztuki oraz z matematyki, gdzie okazało się, że nasz poziom wiedzy jest co najmniej równy...
Nie omieszkaliśmy również podziwiać przepięknego wybrzeża klifowego, do którego mieliśmy dosłownie kilka minut drogi. Szczególnie „Seven Sisters” - czyli siedem klifów tworzących niezapomniany widok - wywarło na nas niesamowite wrażenie. Białe, wysokie urwiska odgradzające morze od lądu, wyglądały jak z bajki i naprawdę zapierały dech w piersiach.
Kolejnymi, chyba najważniejszymi atrakcjami, były dwa wyjazdy do Londynu. Zwiedziliśmy British Museum, - największe muzeum w Wielkiej Brytanii - podziwiając rozmaite przedmioty, posągi, rzeźby itp. ze starożytnej Grecji, Rzymu, Egiptu i Indii. Było to niemal jak przeniesienie się w czasie, gdyż mogliśmy oglądać prawdziwe egipskie mumie czy też zbroje żołnierzy Imperium Rzymskiego.
schronisko w którym mieszkaliśmy
Poza tym zachwycaliśmy się także najsłynniejszymi londyńskimi budowlami, czyli Tower of London, Tower Bridge, Houses of Parliament, Big Ben oraz Buckingham Palace. Fotografowaliśmy także zawzięcie londyńskie taksówki, czy też ... budki telefoniczne - w końcu to też charakterystyczne elementy „krajobrazu” stolicy... Wszystko co do taj pory mogliśmy oglądać w książkach bądź też w telewizji teraz stało przed naszymi oczami. Następnie ogarnął nas „szał zakupów”, bo czyż przecież można nie kupić znajomym i rodzinie pamiątek z tego cudnego miasta?
Bardzo miło będziemy też wspominać wyjazdy do Brighton, gdzie wielu z nas po raz pierwszy zagrało w ... kręgle! Poza tym już sam dojazd do tego urokliwego miasta - double-decker bus’em - był nielada atrakcją.
Seaford, klify, plaża, morze i my
Miłym akcentem na zakończenie naszego pobytu było zaproszenie nas na kameralną uroczystość z okazji dziesięciolecia Seaford Head Community College, której przewodniczył mer Seaford oraz pan dyrektor Robin Precey. W prezencie wszyscy dostaliśmy czapeczki z godłem szkoły.
Niestety co dobre szybko się kończy, tak więc nadszedł czas odjazdu. Była wymiana adresów, serdeczne uściski i oczywiście trochę łez - pożegnania są takie wzruszające... Żal było nam wyjeżdżać, ale pocieszaliśmy się tym, że jeszcze kiedyś tu wrócimy.
Wspaniałe wspomnienia i pożytecznie wykorzystany czas, gdzie przyjemne łączyliśmy z pożytecznym - tak chyba można najlepiej podsumować naszą niesamowitą „przygodę”. Najważniejszą bowiem sprawą było „podszlifowanie” naszego angielskiego i chociaż na początku, jeszcze przed wjazdem do Anglii większość osób zawzięcie studiowała „rozmówki”, to w rzeczywistości nie były one później zupełnie potrzebne, gdyż rozmawiało się spontanicznie i raczej nie brakowało tematów. Przebywanie między Anglikami było wspaniałym ćwiczeniem i sprawdzianem naszych umiejętności, ponieważ trzeba było rozmawiać po angielsku czy to w sklepie, czy na ulicy, czy w autobusie, czy też tłumacząc chińskim turystkom, że nie jesteśmy z Londynu i nie potrafimy im wytłumaczyć jak dojść na taką a taką ulicę...
obok szkoły dla najmłodszych uczniów
Nie zapomnimy jednak przede wszystkim o rodzinach, które nas gościły i które przełamały w naszych oczach stereotyp zimnych, powściągliwych i podchodzących do wszystkiego z rezerwą Anglików.
Wszyscy jesteśmy zgodni co do tego, że takich wyjazdów powinno być coraz więcej, ponieważ pomagają nie tylko lepiej poznać język ale także kulturę, tradycję i zwyczaje w innym kraju. Poza tym pozostają niezatarte wspomnienia (o których świadczą kilometry „wypstrykanych” przez nas filmów fotograficznych!) i nowe znajomości, które oczywiście mamy zamiar podtrzymywać, a kiedyś, w przyszłości odwiedzić naszych znajomych z Seaford!
Agnieszka Benewiat
|